Szły do pracy, kiedy miały po kilkanaście lat, i od tego momentu rytm ich życia wyznaczał tykający zegarek, w takt którego prządka musiała chodzić "jak koń w kieracie", a całość żywota dzieliła się na trzy etapy: fabrykę, szpital, cmentarz. Nisko opłacane, wykorzystywane przez majstrów i właścicieli, przedwcześnie postarzałe.
Marta Madejska próbuje zrozumieć nie tylko swoje bohaterki, ale także "miasto bez historii". Z pytań o przeszłość zrodziła się opowieść o "fabrycznych dziewczynach", bez których nie byłoby wielkich fortun, okazałych łódzkich pałaców ani odbudowanego łódzkiego przemysłu po II wojnie światowej.